Święta tuż, tuż. Inne niż zwykle. Na pewno bardziej rodzinne. A przygotowania do wielkanocnego śniadania i do przeżycia świąt można wykorzystać do integracji członków najbliższej rodziny.
Jest to poważne przedsięwzięcie zwłaszcza dla tych, którzy zawsze na wielkanocne śniadanie bywali zapraszani do rodziców czy dziadków. Teraz trzeba sobie jakoś poradzić, wykorzystując mamine czy babcine przepisy.
Ponadczasowy żurek. Jeśli babcinego przepisu nie mamy, a jego niepowtarzalny smak nasze kubki smakowe zapamiętały, trzeba co prędzej wykonać telefon i poprosić o recepturę i opis wykonania czy to żurku, czy ciasta wielkanocnego a może i chleba, którego pieczenie staje się ostatnio ulubionym zajęciem coraz większej grupy pań i panów. A jakże!
A potem zakasać rękawy i wziąć się za robotę. Najpierw trzeba sprawdzić, czy dysponujemy wszystkimi niezbędnymi akcesoriami. W końcu po raz pierwszy robimy świąteczne smakołyki samodzielnie albo w gronie najbliższej rodziny: męża, dzieci, których warto w to wspólne gotowanie, pieczenie i duszenie zaangażować.
Macie dużą deskę kuchenną, bez której żadna gospodyni sobie nie poradzi? Jeśli nie macie, zdążycie jeszcze kupić, albo tradycyjną dębową, albo nowoczesną bambusową.
Żurek – król wielkanocnego stołu
Potrzebny też będzie garnek do żurku. W końcu żurek to prawdziwy król wielkanocnego stołu. Na pewno jakiś duży garnek w domu macie. Myślę jednak, że warto mieć garnek specjalny, który wam się będzie kojarzył zawsze z żurkiem wielkanocnym. Wypatrzyłam w Internecie takie cudo – garnek w kształcie pyzy z wymalowanym kogutem. I to w kilku rozmiarach. Od największego, w którym zmieści się ponad 5 litrów żurku, poprzez garnki mniejsze, do najmniejszego dwulitrowego. Jeśli nie chcecie podjadać żurku przez całe święta.
Jeśli nigdy nie gotowaliście żurku, bo zawsze robiła to babcia i nie zdradza przepisu, bo – jak mówi, gotuje z głowy, podpowiem, jak najprościej go przyrządzić. Korzystając oczywiście z gotowego zakwasu, który można kupić gdziekolwiek, zwłaszcza przed Wielkanocą.
Mój żurek jest wegetariański, do którego mięsożercy mogą wrzucić białą kiełbaskę. Zacznijmy od wywaru. Do 2 litrów zimnej wody wrzucam 4 marchewki, 1 pietruszkę, połowę małego selera, kawałek pora, opaloną nad gazem cebulkę, 2 liście laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego. Gotuję to około pół godziny, po czym wyjmuję do miseczki. I potem dodaję do jarzynowej sałatki.
Do wywaru wlewam pół litra zakwasu, dodaję majeranek, zagotowuję. Doprawiam śmietaną, którą wcześniej wymieszam z kilkoma łyżkami gorącej zupy. Można jeszcze wycisnąć nad gotowym żurkiem czosnek.
Żurek lubi miseczki. Nie stygnie tak szybko, jak na talerzu, no i pięknie się prezentują w miseczkach żółtka połówek jajek, które wrzucimy do żurku. Niektórzy wzbogacają zupę odrobiną chrzanu. Ja wyszukałam w przestrzeni wirtualnej takie salaterki – białe, minimalistyczne. Ustawione na płytkim talerzu, na którym będziemy kontynuować śniadanie, wyglądają ciekawie. Żurek z garnka z kogutkiem nalewa do miseczek gospodyni.
I jeszcze jedno. Ja te miseczki wykorzystuję cały rok np. do musli czy do płatków owsianych.
Chleb Wielkanocny – wyzwanie dla młodej gospodyni?
Prawdziwym wyzwaniem dla młodej gospodyni może być chleb. Na święta okrągły, z chorągiewką z barankiem wielkanocnym, doda uroku wielkanocnemu stołowi. A upieczenie takiego chleba nie jest wielkim problemem, zwłaszcza że nie musimy palić w piecu chlebowym, tak jak moja babcia Józefka robiła to pół wieku temu. Możemy sobie ustawić temperaturę w elektrycznym piekarniku i delektować się swoim chlebkiem. A ile radości dzieci przy tym mają?
Do zarobienia, czyli zaczynienia ciasta potrzebna jest duża miska do wyrabiania ciasta. Najlepiej większa, żeby można było ciasto dobrze wygnieść. Znalazłam taką w Internecie. Łatwo się myje i może służyć też do innych czynności.
Potrzebna jest też foremka – keksówka. Może być ta od pieczenia babki czy pasztetu, ale najlepiej mieć oddzielną foremkę tylko do pieczenia chlebka, jeśli ma być on prostokątny.
Jeśli chlebek ma być okrągły, blaszka musi być kwadratowa. Na przykład taka, z talerzykiem. Albo duża, jeśli bochenek jest duży z podwójnej porcji.
Na niewielki chlebek, który od jakiegoś czasu sobie wypiekam, potrzeba 0,5 kg mąki, przy czym ja używam orkiszowej, bo orkisz do wzrostu nie wymaga stosowania tylu pestycydów co inne zboża. Potrzebne są też drożdże instant, które znajdziemy w każdym markecie, 2 łyżeczki cukru, 2 płaskie łyżeczki soli, 2 niepełne szklanki ciepłej wody. No i fartuszek, obowiązkowo. Na przykład taki, zakładany przez głowę, z kieszenią.
Najpierw w małym garnuszku (ja mam taki sam z kogutem jak garnek do żurku) łączymy drożdże z ciepłą wodą. I zostawiamy na 10 – 15 minut.
Potem w misce mieszamy mąkę, sól i cukier, po czym dolewamy wodę z drożdżami. Ciasto na chleb mieszamy łyżką, najlepiej drewnianą.
Kiedy składniki się połączą, zostawiamy je na pół godziny. Żeby odpoczęło. Miskę nakrywamy ściereczką, najlepiej, jeśli mamy ściereczkę specjalną, tylko do tego. Ja mam taką ciekawą z kaktusikami. Po pół godzinie ponownie zagniatamy krótko ciasto i przekładamy je do foremki.
Pieczenie chleba
W foremce leżakuje jeszcze z kwadrans i wędruje do piekarnika, oczywiście nagrzanego do 200 stopni. Jeśli nie macie dobrego piekarnika, polecam taki, który wypróbowałam. Do pieczenia chlebka w sam raz. Nie zajmuje dużo miejsca w kuchni, można nastawić czas, na godzinę, bo tyle trwa wypiek chleba.
Ponieważ uwielbiam chleb z nasionami słonecznika, dyni, sezamu, to je wsypuję albo do ciasta, albo na ciasto. I czekam i delektuję się smakowitymi zapachami, które czuć w całym domu. Zapach chleba kojarzy się z ciepłem, dobrostanem, bezpieczeństwem. Czego na ten przedświąteczny i świąteczny czas wszystkim życzę.