Śliwkowy sezon mamy w pełni. Dlatego trzeba jeść śliwki, codziennie, bo mają dużo walorów nie tylko smakowych ale i zdrowotnych. Do tego korzystnie wpływają na urodę.Pokochajmy więc śliwki, te pachnące fioletowe kuleczki, omszałe, po umyciu błyszczące.
Śliwka, jak mało który owoc, nadaje się nie tylko do jedzenia na surowo. Kto z nas nie zna smaku kompotu śliwkowego, albo placka ze śliwkami, nalewki śliwkowej, śliwek w czekoladzie, śliwek w occie, knedli ze śliwkami czy suszonych śliwek w bigosie lub w czerninie.
Powidła ze śliwek.
No i powidła, które znów zaczynamy doceniać jako doskonały dodatek do kanapek, do naleśników i do karnawałowego pączka.
Powidła nie wymagają dużej ilości cukru, co było ważne zwłaszcza w czasach kiedy cukier był bardzo drogi, a śliwek w sadach było dużo. I trzeba było je przerobić. Nasze babcie nie znały jeszcze hasła Zero Waste (nic nie marnujemy), ale w ich gospodarstwach nic się nie marnowało.
Pozbierane pod drzewami śliwki, bo te które po otrząśnięciu drzewa same spadły, były najsłodsze, trzeba było umyć. A potem wydrylować i wrzucić do dużego garnka z grubym dnem.
W domu mojej babci służyła do tego brytfanna. Ja też używam brytfanki, nawet sobie kupiłam taką specjalną do powidełek. Nigdy mi się powidła nie przypaliły.
A robię je, tak jak moja babcia Józefka, dwoma sposobami. Albo stawiam brytfankę ze śliwkami na palniku lub płycie albo … wkładam do piekarnika.
Zapiekane powidła.
Ten drugi sposób nawet bardziej lubię, bo przypomina mi babcię. Tylko ona zapiekała powidła w piecu opalanym drewnem, ja to robię w piekarniku elektrycznym.
Nagrzewam go do temperatury 200 stopni. Wstawiam do niego brytfankę ze śliwkami. Mogę wsypać trochę cukru, ale raczej na początku tego nie robię.
Zamykam śliwki w piecu, który nastawiam na 30 minut. Po upływie tego czasu, obniżam temperaturę piekarnika do 170 stopni. Wysuwam brytfankę i mieszam śliwki. Produkowanie powideł polega na mieszaniu właśnie.
I tak co pół godziny trzeba wyjmować brytfankę z pieca i mieszać śliwki. Soku jest coraz mniej a śliwki przyjmują coraz ciemniejszą barwę.
Po dwóch godzinach warto spróbować powidełek, jeśli są zbyt kwaśne, można dosypać cukru albo miodu, do smaku.
I jeszcze na godzinkę wstawić je do piekarnika, nie zapominając o wyciąganie na mieszanie. Gotowe powidełka wyłożone na talerzyk, tężeją, nie rozlewają się.
A potem szybko trzeba je przełożyć do czystych i wyparzonych słoiczków, zakręcić i postawić do góry dnem na ściereczce w kuchni.
Takie powidełka, w których jest mało cukru, ja jeszcze pasteryzuję. Moja babcia Józefka też tak robiła. Na wszelki wypadek.
W czym gotować ?
Wynosiła wtedy z piwnicy duży garnek z dziurkowaną wkładką i termometrem, wstawiała do niego słoiczki, nalewała zimnej wody, doprowadzała do wrzenia, gotowała 15 minut, zestawiała kociołek dalej od paleniska. Ja, po prostu wyłączam dopływ ciepła.
W moim gospodarstwie zamiast kociołka jest nowoczesny garnek zwany powidlakiem. Wygląda podobnie jak ten babciny, tylko jest ładniejszy i pasuje mi do wystroju kuchni.
Taki powidlak, w którym można pasteryzować słoiki z konfiturami, dżemami, sałatkami, jest doskonałym prezentem dla młodej gospodyni. No, niekoniecznie na ślub, ale na parapetówkę, jako dodatek do koperty, na pewno.
Wracając do produkcji powideł, niekoniecznie trzeba je wypiekać w piecu, chociaż ten sposób jest najszybszy.
Znacznie dłużej trwa parowanie powideł w garnku na piecyku. Może to być wspomniana już przeze mnie brytfanka albo garnek z grubym dnem. Chodzi o to, żeby śliwki się nie przypaliły. Ja znalazłam nawet garnek żeliwny, do tego czerwony, który doskonale pasuje do mojej biało – szarej kuchni.
I poprawia mi humor, kiedy na niego patrzę. A mogę go mieć przed oczami nawet 3 dni, bo tak długo trwa perfekcyjne przyrządzanie powideł.
Gotujemy!
Umyte, wypestkowane i osuszone śliwki trzeba przełożyć do garnka i przez 2,5 godziny gotować na bardzo wolnym ogniu, mieszając od czasu do czasu i bacząc, by się nie przypaliły.
Nazajutrz znów przez 2,5 godziny trzeba zawartość garnka podgrzewać na wolnym ogniu i mieszać, mieszać, mieszać. Można zestawić na podkładkę którą ja zawsze mam pod ręką.
Na trzeci dzień ostatnie podgrzewanie i mieszanie. Na tym etapie sprawdzić trzeba smak powideł, jeśli są kwaśne, trzeba dosypać cukru. I podgrzewać na wolnym ogniu z 1,5 godziny tak, aby dać szansę cukrowi na rozpuszczenie. Dobre powidła muszą być gęste, ciemne i lśniące.
Moje takie są. Pięknie wyglądają w słoikach, które po pasteryzacji, powinny trafić do spiżarki albo piwniczki lub przynajmniej do szafki, do której nie dociera słońce i światło dzienne.
Dodam, że jeśli jesteśmy amatorami powideł albo jeśli mamy dużo śliwek z własnego ogródka lub z działki przyjaciół, możemy je przechować w większych słoikach
Tak robiła moja babcia Józefka. Skrzętna i oszczędna.
Tak robię i ja. W zimie rozdaję słoiki lub słoiczki z powidełkami moim bliskim. Są one moim znakiem rozpoznawczym. Cieszę się, kiedy widzę na stole piękny słoiczek i słyszę: te powidełka są od cioci Marysi.